top of page

Nasza twórczość - Nowe życie Claudii Verges


Wszystko zaczęło się od podróży autobusem. Wyjątkowo obrzydliwej podróży wyjątkowo obrzydliwym autobusem. Unosiła się w nim woń martwych odświeżaczy powietrza, siedzenia były brudne, oparcia foteli pokrywały skamieliny miętowych gum do żucia, a drzwi otwierały się tylko do połowy, co stanowiło pewną formę dyskryminacji wobec bardziej puszystych pasażerów. Kierowca pędził przed siebie osiemdziesiąt na godzinę, pożerając chipsy z ogromnej, foliowej torebki, a autobus trząsł się i rzęził jakby miał zaraz wydać ostatnie tchnienie. Zdarzały się jednak przerwy w rzężeniu i pojazd wypełniał się wtedy dziwnym, wibrującym dźwiękiem, który wwiercał się w mózgi pasażerów, a i drzwi czasem otwierały się na całą szerokość. Autobus, co prawda wyglądał tak, jakby od czasu zakupu- na oko jakieś dwadzieścia lat temu- nie przeszedł żadnych zabiegów naprawczych, a co dopiero czyszczących. Najwidoczniej nie wymagał tego typu działań, a kierowca traktował to jako swego rodzaju potwierdzenie pierwszorzędnej jakości produktu. Mimo iż zdawałoby się, że zaraz się rozpadnie, wciąż jeździł, a otumanieni waniliowymi oparami odświeżaczy podróżni nie narzekali. Nawet jesienią, gdy krople deszczu przedostawały się między podwójne szyby, beznamiętnie przypatrywali się powstającemu akwarium, którego jedynym mieszkańcem miał stać się wkrótce gromadzony od dziesięcioleci brud.


Claudia Verges siedziała na swoim fotelu sztywna i spięta, z widocznym wyrazem obrzydzenia na twarzy. Starała się zbyt dużo nie rozmyślać nad swoim losem, jednak gdy tak patrzyła przez równie brudne, co reszta autobusu mlecznobiałe szyby, myśli same napływały jej do głowy. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Jej Borys... Jej mała, słodka Paróweczka... On... Zdradził ją. I to kim! Z tą...tą...dziumdzią z zoologicznego! Przebrzydłą Brendą. Brenda. Kim ona w ogóle była? Za kogo się uważała! I cóż to za imię! Brenda! Okropność. Brr...


Pani prezes wciągnęła z oburzeniem powietrze przez nos, co okazało się sporym błędem, zważywszy na mieszankę zapachową unoszącą się w autobusie. Opary przesiąkły do jej mózgu, powodując lekkie zawroty głowy. Nie powstrzymało to jednak Claudii przed dalszymi rozmyślaniami.

Wszystko zmieniło się po świętach. Sylwester był wspaniały, nawet mimo zamieci śnieżnej, która okryła miasto białym puchem, odcinając wszelkie dostawy do sklepów mięsnych. Wegetariańskie święta. Claudia jakoś to przeżyła. Pomógł jej w tym mężczyzna. Jej mężczyzna. Borys.


Teraz wszystko wyglądało inaczej. Od Sylwestra minęły cztery miesiące. Zaczął się marzec, potem kwiecień, a wraz z nim kłopoty w związku pani prezes osiągnęły punkt krytyczny. Przyłapała go! Przyłapała go, jak razem z tą Brendą czyścił akwarium glonojadów. To było oburzające. Nie do przyjęcia. Pani prezes Claudia Verges nie mogła tego tolerować. Borys już kilka tygodni wcześniej zaczął regularnie odwiedzać pobliski sklep zoologiczny Różowa Ambystoma. Tłumaczył ukochanej, że wielkimi krokami zbliża się sezon rozrodczy karpia, a on zamierza dostarczyć Mustafie uroczą partnerkę. Hodowla karpi w zaciszu domowego akwarium była jego skrytym marzeniem, które, jak wyznał, drzemało w nim przez lata, aż do pewnego, nie tak dawnego grudniowego poranka, gdy spojrzał w mętne oczy karpia pływającego w jego ulubionej wannie z hydromasażem i ujrzał w nim siebie.


Było to doprawdy wzruszające wyznanie i Claudia czuła się bardzo szczęśliwa, że Borys ufał jej na tyle, by tak się przed nią otworzyć. Ich związek ewoluował. Dlatego też, gdy w lutym nadeszły urodziny jej słodkiej, drobiowej Paróweczki, pani prezes nie wahając się ani chwili, zamówiła, zapakowała i wręczyła ukochanemu piękne akwarium z hartowanego szkła gotowe pomieścić całą przyszłą rodzinę Mustafy.


Borys, wniebowzięty, przystąpił natychmiast do poszukiwań idealnej partnerki dla swego ulubionego samca karpia. Zaczął dość niefortunnie od ślicznej samiczki złotej rybki, która skończyła na dnie żołądka Mustafy chwilę po tym, jak ten ujawnił swe niespotykane u tej gatunku ryby preferencje kulinarne. Zszokowany Borys zawezwał weterynarza. Ten przybył, przebadał karpia i orzekł, że nie jest w stanie wytłumaczyć nagłej przemiany nawyków żywieniowych pacjenta. Wyraził jednak przypuszczenie, że być może doszło do tego na podobnej zasadzie, wedle której właściciele czasami upodobniają się do swoich psów. Karp Mustafa podświadomie mógł przejąć cechy jednego z domowników- w tym przypadku, upodobania kulinarne. Nie należało się jednak niczego obawiać. Mustafa był zupełnie zdrową rybą w pełni rozkwitu, a urozmaicenie jadłospisu mogło mu się wręcz przysłużyć. Po tej diagnozie weterynarz wyszedł. Borys natomiast, rzucił Claudii oskarżycielskie spojrzenie. W odpowiedzi na to, pani prezes ostentacyjnie wyjęła z lodówki talerz wędlin i zamknęła się z nim w swoim gabinecie. Nie wyszła do końca dnia, a mieszkanie Borysa i Claudii pogrążyło się w pełnej niewypowiedzianych wyrzutów i urazy ciszy. Kryzys zażegnano już następnego dnia. Karp Mustafa przetrwał noc bez żadnych powikłań. Claudia przeprosiła Borysa za swoją ostentacyjną konsumpcję wędlin poprzedniego dnia. Najmłodszy syn szafa rosyjskiej mafii przyznał, że jego oskarżenie było nie na miejscu, bo chociaż nie znał nikogo, kto byłby w stanie dorównać jego małej Kiełbasce w miłości do mięs, to przecież on sam również lubi sobie podjeść. Sytuację ułatwił fakt, że po nocy spędzonej na przyswajaniu materii z ciała skonsumowanej rybki, łuski karpia Mustafy lśniły tak pięknie, jak nigdy dotąd. On sam zdawał się być w wybornym humorze, czemu dawał upust przez cały dzień waląc pyskiem w ściankę nowiutkiego akwarium z hartowanego szkła. Przez trzy tygodnie w związku pani prezes panował spokój. Życie toczyło się swoim zwykłym rytmem. Ona podbijała świat biznesu: poszerzała zakres działalności firmy, pracowała nad recepturą najnowszych perfum, konsultowała z ojcem Borysa projekt otwarcia kilku nowych masarni na Górnym Manhattanie oraz budziła należną jej mieszankę strachu i szacunku wśród pracowników. Borys, natomiast, bywał w Różowej Ambystomie, buszował po portalach akwarystycznych i przyglądał się rybom w sadzawkach w Central Parku. Poszukiwania idealnej partnerki dla karpia pochłaniały cały jego wolny czas. I to właśnie stało się przyczyną rozłamu bajecznego związku pani prezes Claudii Verges i jej rosyjskiego amanta Borysa, najmłodszego syna szefa rosyjskiej mafii.


Mimo, iż te trzy tygodnie minęły bez żadnych awantur, Claudia czuła, że zaczyna się dusić. Związek z Borysem, niegdyś tak ekscytujący i namiętny, zdawał się nie istnieć w ogóle. Awantur nie było, bo i nie było z kim ich wszczynać. Całą swą złość i frustrację pani prezes wylewała z siebie w pracy, terroryzując pracowników. Kilku z nich nosiło już wyraźnie oznaki załamania psychicznego, nie śmieli jednak pomyśleć o tym, aby poprosić ją o urlop. Rozmowy z Rosją nie szły zbyt dobrze, choć zatwierdzono projekt otwarcia masarni. Ojciec Borysa, podobnie jak Claudia miał problemy z trzymaniem nerwów na wodzy. Każdy kontakt z mafią ocierał się o granicę wybuchu. Claudia miała wrażenie, że szef ostatkiem sił powstrzymuje się od wydania wyroku eksterminacji na całą karpią rasę. A wszystko to z powodu Borysa i jego ryby. Claudia Verges zaczynała już szczerze nienawidzić Mustafy. Podobnie zresztą jak ojciec Borysa, do którego dotarły informacje na temat najnowszej fascynacji najmłodszego syna. Pani prezes miała za złe ukochanemu, że poświęca jej ostatnio tak mało czasu. Jego ojciec denerwował się, że syn wypuszcza z rąk taką dobrze prosperującą partię, jaką była Claudia Verges, kobietę, którą wtajemniczył w rodzinne sekrety i gotów był nazywać córką. Zamiast oświadczać się i żenić, jak na rosyjskiego samca przystało, on postanowił zabawić się w instytucję matrymonialną dla samotnych ryb akwariowych, nie zważając zupełnie na fakt, że karp rybą akwariową nie był.

CIĄG DALSZY NASTĄPI...


コメント


Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Zobacz również!
  • Facebook Basic Square
bottom of page