FELIETON - Co mnie denerwuje?
Jest masa rzeczy, które mnie denerwują. Począwszy od złej oceny na sprawdzianie, przez brak papieru toaletowego, aż po niedostatek drobnych do automatu na zbawienną kawę. Czasami denerwuje mnie nawet wszystko, ponieważ świat (jakby ktoś jeszcze nie zauważył) jest pełen niesamowicie irytujących rzeczy. A najbardziej drażnią rzeczy małe, niezauważalne – dopóki nie zaatakują… Na przykład komary. Tak, komary to paskudne bestie! Czynią najprzyjemniejszy okres roku (czyt. wakacje) czymś strasznym. No bo jak żyć, chodzić po plaży o zachodzie słońca, spacerować po lesie, czy nawet spać spokojnie, jeśli te paskudne, małe, latające pijawki tylko czekają na naszą krew? Co do komarów, to mam pewną teorię na ich temat. Otóż wszystko zaczęło się bardzo, bardzo dawno temu, kiedy średniowieczną Europę nawiedziła jedna z najgorszych plag współczesnego świata – wampiry. Nie miały one zbyt dużo roboty – ludzie, których nie można było nawet poinformować o zagrożeniu (w końcu nieznali telewizji, radia, a nawet gazet) łatwo dawali się złapać w ich zasadzki. Jednak ludzkość się wycwaniła. Na przełomie następnych epok zaczęto prowadzać zabezpieczenia antywampirowe, takie jak czosnek i woda święcona. Aby uzyskać pożywienie, wampiry także musiały znaleźć nowe rozwiązania. Pomogła im matka natura. Jak wiadomo, wampiry od początku potrafiły zmieniać postać – z ludzkiej na nietoperzą i odwrotnie. W ciągu setek lat udało im się wyewoluować. Już nie zmieniały się w nietoperze, ale w coś mniejszego, niewidocznego. Dalej preferują mrok, jednak przeciągane przez światła domów lgną do ludzkich siedlisk. Rozmnażają się szybko, nie możemy ich zobaczyć, a w ciemnościach słyszymy tylko ciche bzyczenie, które trwa, dopóki nie zaatakują. Nic nie jest w stanie nas ocalić, pozostaje tylko czas. Trzeba czekać aż odejdą same. Spać, do ciepłych krajów, czy po prostu - jak najdalej!